Zgodnie z Waszymi prośbami, zaczynamy publikować nasze opinie nt. kolejnych odcinków piątego sezonu. Możliwe, że forma recenzji będzie ulegać zmianie, jednak póki co zapraszamy do czytania.

Po drugim odcinku, który nie do końca mnie zadowolił, miałem nadzieję na lepsze widowisko. Ale po kolei.

Wątek Aryi w Domu Czerni i Bieli wypada całkiem nieźle. Chociaż inaczej wyobrażałem sobie wnętrze siedziby Ludzi Bez Twarzy, bardzo mi przypadło do gustu, a Maisie świetnie ukazuje Aryę, która nie potrafi do końca zerwać z poprzednim życiem. Choć można było mieć wątpliwości co do powrotu Jaqena, tutaj Tom Wlaschiha wychodzi obronną ręką. Aktorka grająca Waif także wypada dobrze.

W Królewskiej Przystani także jest ciekawie. Zrobienie z niewinnego Tommena napalonego samca jest logiczną zmianą względem książki, zwłaszcza biorąc pod uwagę postarzenie postaci, chociaż ciężko teraz przewidzieć, jak Cersei będzie chciała się pozbyć Margaery. Obie królowe dobrze ukrywają swoje prawdziwe zamiary, chociaż Tyrellówna świadomie prowokuje królową matkę.

Skoro mowa o Cersei jej działania są równie głupie, jak w książce. Proponowanie Wielkiemu Wróblowi funkcji Wielkiego Septona to pomysł absolutnie bezsensowny w świetle tego, czego Wróble się dopuszczają. Oczywiście wiemy, jak to dla niej się skończy. W każdym razie sama postać religijnego mężczyzny została ukazana naprawdę dobrze. Jak zapowiadał Aiden Gillen, przywodzi na myśl Gandhi’ego. Na plus także zaliczam scenę w burdelu, gdzie Lancel świetnie wypada jako fanatyk.

Idąc dalej, mamy Sansę w Winterfell i potencjalny ślub z Ramsayem, czyli pomysł absolutnie głupi. Nie chce mi się wierzyć, że Petyr nie słyszał o okrucieństwach dokonywanych przez bękarta. Pozostaje mieć nadzieję, że to tylko część planu mającego na celu zniszczenie Boltonów. Przed kompletną porażką wątek ten ratuje jak zawsze znakomicie zagrany Roose.

Na minus także głupio prowadzony wątek Brienne i Podricka. Ich relacja to istna huśtawka najpierw Brienne go nie lubi, potem nawiązują nić porozumienia, aby w pierwszym odcinku znów chciała się go pozbyć, a teraz ponownie mamy zgodę. Historie, które opowiadają sobie, w żaden sposób mnie nie poruszyły.

I teraz dochodzimy do najlepszej części odcinka i póki co całego sezonu wątku na Murze. Tutaj podoba mi się absolutnie każda scena zarówno rozmowy Jona ze Stannisem i Davosem, jak i egzekucja Slynta. Wszystko zagrane tak, że czuć było napięcie.

A na koniec ulubieniec publiczności, czyli Tyrion. Jak zwykle Peter Dinklage jest znakomity i doskonale ukazuje zmiany, jakie jego bohater przeszedł (np. podczas rozmowy z prostytutką), a jego przekomarzanie się z Varysem to najzabawniejsze momenty odcinka. Mimo to czuć monotonię, która nawet Lannisterowi daje się we znaki.

Warto też zauważyć brak wątku Meereen oraz Jaime’a. O ile nieobecność Danki bardzo mnie cieszy, tak Królobójcy już nie.

Ogólnie odcinek oceniam całkiem pozytywnie, mimo kilku znaczących braków, które być może w kolejnych epizodach zostaną poprawione.