Popularność „Pieśni Lodu i Ognia” nie słabnie – głównie za sprawą serialu HBO „Gra o Tron”. Dlatego w grudniu 2014 roku studio Telltale Games (znane z takich produkcji jak „The Walking Dead” i „The Wolf Among Us”) wypuściło na rynek grę na licencji serialu – „Game of Thrones: A Telltale Games Series”. Jest to gra w wersji cyfrowej, dostępna na komputery, konsole Xbox One, Xbox 360, PS3, PS4 oraz mobilnie dla systemów IOS i Android, ukazywała się w postaci kolejnych epizodów, wypuszczanych co kilka tygodni.
W listopadzie tego roku, krótko po premierze ostatniego epizodu, doczekaliśmy się wreszcie wersji pudełkowej.
Za sprawą polskiego wydawcy gry, firmy Techland, nasza redakcja miała przyjemność przetestować „Game of Thrones: A Telltale Games Series” w wersji na Play Station 3.
„Game of Thrones: A Telltale Games Series” jest grą przygodową z elementami point and click, będziemy więc w niej eksplorować teren, zbierać przedmioty, walczyć w sekwencji QTE, ale przede wszystkim będziemy dużo rozmawiać i oglądać. Jeśli znacie poprzednie produkcje Telltale Games to dostrzeżecie, że rozgrywka w tej grze jest bardzo do nich podobna. Rozsiadamy się więc wygodnie, bierzemy pada i zaczynamy interaktywny serial.
Fabuła do której scenariusz konsultował asystent George’a R. R. Martina, Tyler Corey Franck, jest zdecydowanie najmocniejszą stroną gry.
Składa się ona z sześciu odcinków:
1. Iron From Ice
2. The Lost Lords
3. The Sword in the Darkness
4. Sons of Winter
5. A Nest of Vipers
6. The Ice Dragon
Każdy epizod dostarcza nam 2-3 godziny rozgrywki.
Historia opowiada o losach rodu Forresterów z Ironrath podczas Wojny Pięciu Królów i ich konflikcie z rodem Whitehill.
Czasowo akcja gry wpisuje się między trzeci a piąty sezon serialu w którym jak do tej pory ród Forresterów, wierny Starkom nie pojawił się, natomiast w książkach został wspomniany dopiero w „Tańcu ze smokami”.
Podczas rozgrywki naprzemiennie wcielamy się w postacie młodych Forresterów i Gareda Tuttle’a (bratanka kasztelana Ironrath). Wraz z nimi odwiedzamy lokacje takie jak Wilczy Las, Mur, Królewska Przystań i Essos. Uczestniczymy w opowieści, którą fani uniwersum świetnie znają z książek czy serialu, jednak tym razem wydarzenia te są tylko tłem dla naszej historii, a my walczymy o przetrwanie Forresterów. Nie znaczy to, że nie spotkamy na swojej drodze „starych znajomych”, wręcz przeciwnie – Cersei, Tyrion, Margaery, Daenerys, Jon Snow czy Ramsay Bolton są nierozerwalną częścią rozgrywki.
Przez większość czasu dokonujemy wyborów, nierzadko trudnych moralnie, które kształtują nasze postacie. Nie łudźmy się jednak, że decyzje przez nas podjęte będą miały znaczący wpływ na fabułę. Nasze ingerencje może i ocalą życie pobocznym postaciom, ale jeśli ktoś ma zginąć, to stanie się to prędzej czy później niezależnie od nas. Walczymy więc, zdobywamy sojuszników i wrogów, mówimy prawdę i kłamiemy, zatajamy i wyjawiamy sekrety, a scenariusz i tak biegnie swoim torem. Mimo to warto przejść każdy epizod więcej niż raz, by podjąć inne decyzje i obserwować zmiany, chociaż minimalne.
Oczywiście „Gra o Tron” w jakiejkolwiek postaci wiąże się z hektolitrami przelanej krwi, ogromem śmierci i emocjonalnym przygnębieniem, więc nie inaczej jest tej grze. Doświadczamy tego od początku do końca rozgrywki. Fani uniwersum powinni dobrze wiedzieć, że nie warto przywiązywać się do postaci, a na siebie trzeba uważać. Mnie samej udało się zginąć parę razy w bardzo głupi sposób, cóż, valar morghulis.
Bohaterowie w których się wcielamy skonstruowani są bardzo dobrze, są wiarygodni i szybko zyskują naszą sympatię. Każdy z nich na tyle przekonał mnie do siebie, że z przyjemnością poczytałabym o nich w książce lub zobaczyła ich w serialu.
Postacie kanoniczne w większości dość wiernie oddają swój pierwowzór. Nie dość, że wyglądają jak serialowi aktorzy, to jeszcze mówią ich głosami. W grze dalej uwielbiam Tyriona, a nienawidzę (nawet jeszcze bardziej) kilku innych bohaterów.
Oprawa muzyczna gry przypadła mi do gustu, głównie za sprawą motywów znanych z produkcji HBO, ale nie tylko. Pieśni i aranżacje są miłe dla ucha i doskonale wpisują się w całą historię.
Inaczej ma się sprawa z grafiką. Tutaj „Game of Thrones: A Telltale Games Series” wypada bardzo słabo. Niby na pierwszy rzut oka wszystko jest na swoim miejscu, bo bez trudu przecież rozpoznajemy znane nam lokacje i postacie. Wszystko to jednak jest płaskie i kwadratowe, z mnóstwem widocznych pikseli, zwłaszcza na drugim planie. Gdybym nie znała daty wydania gry, strzelałabym, że powstała kilka dobrych lat wstecz. Nie przeszkadza to oczywiście w rozgrywce, ale czasem psuje klimat, który mimo wszystko jest w grze obecny i pozwala poczuć się częścią świata „Pieśni Lodu i Ognia”.
Będąc w temacie grafiki, nie potrafię zrozumieć czemu przy tak oszczędnej wizualizacji gra i poszczególne jej fragmenty instalują się i ładują tak długo. Z resztą błędów i irytujących sytuacji jest trochę więcej. Przenikające się obiekty, albo przedmioty widmo, typu wiszący w powietrzu miecz, raczej mnie śmieszyły, ale gra potrafiła zawieszać się na kilka sekund w dość ważnych momentach (np. podczas walki). Pojawiały się też „czarne ekrany” albo „czarne ekrany z muzyką w tle”, które zniechęcały do kontynuowania rozgrywki.
Na szczęście, jak wspominałam, fabuła porwała mnie na tyle, że po kilku przekleństwach przymykałam oko na wszelkie niedociągnięcia. Miło było zanurzyć się w ten świat. Nieco nudny pierwszy epizod potrafił zaskoczyć mocną końcówką i chęcią grania w kolejne. Zżyłam się z Forresterami i autentycznie robiło mi się przykro, kiedy raz za razem, po drobnych zwycięstwach, znowu padali na kolana. Końcowy epizod tak naprawdę stał się otwartą furtką do nowego sezonu gry, gdyż nie doczekaliśmy się wszystkich rozwiązań, odpowiedzi czy zemsty. Niektórzy powiedzą, że to trochę nieuczciwy zabieg marketingowy, zmuszający nas do kupna kolejnego sezonu, ale osobiście niezależnie od zakończenia i tak z przyjemnością sięgnęłabym po kontynuację.
Jeszcze tylko słowo o samym płytowym wydaniu. Gra wydana jest w języku angielskim i jego znajomość jest raczej warunkiem koniecznym do pełnej rozgrywki.
W pudełku znajduje się „pass disc” zawierający 5 epizodów, oraz uprawnienie do bezpłatnego pobrania epizodu 6. Oczywiście pod warunkiem, że posiadamy dostęp do sieci i sklepu Play Station Store. Sporo osób w Europie, ja również, miało problem z pobieraniem epizodów, w związku z tym, polecam zarejestrowanie się w społeczności Telltale, napisanie do nich i zastosowanie się do ich wskazówek – mi pomogło.
Podsumowując: „Game of Thrones: A Telltale Games Series” to niezła gra przede wszystkim dla fanów „Pieśni Lodu i Ognia”. Pozycja niewymagająca specjalnych umiejętności i miejscami nieco nudnawa, ale angażująca nas emocjonalnie, ze swoistym klimatem. Pozostaje więc czekać na kolejny sezon i liczyć na to, że producenci poprawią to i owo, na przykład dając nam możliwość większej ingerencji w fabułę, tym samym zwiększając satysfakcję z rozgrywki.
Plusy:
– ciekawa fabuła,
– oprawa muzyczna,
– klimat „Gry o Tron”,
– wiarygodne postacie,
– podsumowanie naszych wyborów po każdym epizodzie,
– dylematy moralne.
Minusy:
– minimalny wpływ na wydarzenia,
– oprawa graficzna,
– mechanika gry,
– miejscami może nudzić.
Moja ocena 7,5/10
Autor: Ola Trybek