W związku z premierą nowej książki Martina – “Ogień i krew” mieliśmy okazję zadać kilka pytań jej polskiemu tłumaczowi, Michałowi Jakuszewskiemu. Pan Michał tłumaczył także “Starcie Królów”, “Nawałnicę Mieczy”, “Ucztę dla wron” i “Taniec ze smokami”.
Część I: Pytania ogólne
1. Kiedy premiera „Wichrów zimy”? ?
Nikt tego nie wie. Sam Martin zapewne również.
2. Powieści Martina ze względu na charakterystyczny język i sposób narracji z pewnością są bardziej wymagające do tłumaczenia niż tytuły pisane w sposób „klasyczny”. Czy w związku z tym otrzymuje Pan kolejne tomy „Pieśni Lodu i Ognia” do tłumaczenia z większym wyprzedzeniem niż w przypadku innych pozycji? Jakie są to ramy czasowe, jak wygląda sprawa terminów — ma Pan stosunkowo wiele czasu, czy jednak trzeba się nieco śpieszyć?
Książki Martina z reguły dostaję kilka miesięcy przed terminem wydania, ale ponieważ wydawca chce zawsze chce opublikować przynajmniej połowę książki w tym samym dniu, w którym ukazuje się anglojęzyczne wydanie, trzeba się naprawdę śpieszyć.
3. Seria „Pieśni Lodu i Ognia” była popularna jeszcze przed premierą serialu, a ten z pewnością uczynił „Wichry zimy” jedną z najbardziej oczekiwanych książek na świecie. Czy wobec tego musi Pan przestrzegać bardzo restrykcyjnych wymogów dotyczących zabezpieczania oryginalnej wersji manuskryptu?
Tak, wymogi rzeczywiście są restrykcyjne.
4. Serial „Gra o tron” w 7. sezonie przedstawił nie lada problematyczną z punktu widzenia scenę z postacią Hodora i tego, skąd wzięło się jego imię. Ma Pan już pomysł na przełożenie gry „Hold the door-Hodor”, jeśli taki sam zabieg znajdzie się w „Wichrach zimy”? Czy może uważa Pan to za nieprzetłumaczalne i raczej konieczne będzie zastosowanie przypisów?
Mam pomysł.
5. Czy Martin w jakiś sposób swoim stylem pisania bądź prowadzeniem historii angażuje Pana jako czytelnika? Irytuje pan się kolejnymi latami oczekiwania na następne tomy? Bo tłumaczenie to praca, rozumiemy, ale czy sam Pan się angażuje emocjonalnie w historię?
Z pewnością się angażuję. Te książki są mi bardzo bliskie, choć raczej już pogodziłem się z myślą, że Martin może nie skończyć serii i w związku z tym nie przejmuję się oczekiwaniem aż tak bardzo.
6. Czy czytał Pan inne książki Martina, te, których Pan nie tłumaczył? Jak Pan je ocenia na tle „Pieśni”?
Czytałem prawie wszystko, co Martin napisał, i większość mi się podoba, choć chyba najbardziej lubię wczesne opowiadania z uniwersum zwanego „tysiącem światów” albo „królestwem ludzi”, takie jak „Pieśń dla Lyanny”, „Piaseczniki” czy moje ulubione „Kamienne miasto”.
7. Co sprawiło Panu największą trudność przy tłumaczeniu twórczości Martina?
Największą trudnością jak przy tłumaczeniu wszystkich cykli, jest fakt, że mamy do czynie z cyklem, i autor wprowadza różne słowa, nazwy i pojęcia, nie wyjaśniając ich, bo to, czym są naprawdę, okaże się w którymś kolejnym tomie (albo i nie). Często podaje się przykład płci postaci, która po angielsku nie musi być oczywista, a po polsku tak, a jeśli spróbujemy zgadywać, w kolejnym tomie może się okazać, że zgadliśmy błędnie. Martin posługuje się też przepowiedniami, które z definicji muszą być wieloznaczne, a jeśli prosić go o uściślenie, odpowiada bardzo niechętnie z obawy przed spoilerami. Na przykład, kiedy zapytałem, czy przydomek „Bride of Fire” znaczy „Bride to Fire” czy „Bride from Fire” (po polsku to też musimy wiedzieć), zmieszał się i odpowiedział, że pewnie i jedno i drugie. Pozostało zgadywanie.
8. Rozdziały której postaci z „Pieśni Lodu i Ognia” tłumaczy się Panu najlepiej, a której najtrudniej — i dlaczego?
Pewnie najłatwiej tłumaczy się Tyriona, a najtrudniej Sansę, bo mentalność tego pierwszego jest mi najbliższa, a tej drugiej najdalsza, ale nie jest to jakaś wielka różnica.
9. Czy widać różnicę lub zmianę stylu pisania Martina między „Grą o tron” a nowszymi tomami?
Z pewnością nowsze tomy są bardziej rozwlekłe, ale to często zdarza się popularnym autorom, którym nikt już nie przycina tekstów, bo gwiazdom wszystko wolno.
10. Czy jakiś neologizm lub inny zabieg George’a R.R. Martina sprawił Panu szczególną trudność?
Neologizmy raczej nie sprawiły mi większych trudności, bo w końcu nie ma ich tak wiele, ale przyznaję, że w paru miejscach byłem zmuszony udawać, że nie zauważyłem gry słów, choć to również wiązało się z cechami typowymi dla cyklu – Martin użył przedtem jakiejś nazwy lub powiedzenia, a w następnym tomie wykorzystał ją w inny sposób. Gdybym wiedział o tym z góry, pewne rzeczy przetłumaczyłbym inaczej.
11. Czy George R.R. Martin ma własne wymogi dotyczące dbania o to, by żaden z przecież licznych tłumaczy „Pieśni” nie dopuścił do wycieku lub kradzieży wersji, którą otrzymują do tłumaczenia?
Tak. Pilnują tego dość starannie.
12. Warsztat tłumacza to także narzędzia CAT, które wspomagają i teoretycznie przyśpieszają jego pracę. Korzysta Pan z jakiegoś oprogramowania wspomagającego tłumaczenia? A jeśli tak, to jakiego? Posiada Pan własne pamięci tłumaczeniowe związane z „Pieśnią Lodu i Ognia”? Czy może ufa Pan tylko własnym notatkom?
Nie używam oprogramowania tłumaczącego. Jeśli chodzi o zasoby sieciowe, bardzo przydatnym narzędziem jest strona A Search of Ice and Fire. Można na niej przeszukać teksty wszystkich książek o Westeros. „Ognia i krwi” na razie nie ma, ale mam nadzieję, że wkrótce się pojawi. Mam też własne słowniki z nazwami.
13. Nie samą „Pieśnią Lodu i Ognia” człowiek żyje. Nad jakimi innymi tytułami obecnie Pan pracuje lub będzie pracował w przyszłości?
Obecnie pracuję nad cyklem „Dzikie karty” redagowanym przez Martina (ósmy tom jest na wylocie), a dla Maga przetłumaczyłem już dwa tomy cyklu Terra Ignota autorstwa Ady Palmer.
14. Świat wykreowany przez George’a R.R. Martina wszedł także do telewizji za sprawą „Gry o tron”, do której wykonywane są polskie napisy i lektor. Czy konsultowano z Panem tłumaczenia serialu?
Nie. Nikt mnie o nic nie pytał.
15. I tak zupełnie ogólnie – nie myślał Pan nigdy o tym, by wejść na przykład właśnie w sferę tłumaczeń audiowizualnych? Ciekawi Pan taki aspekt tłumaczeń, ma Pan może doświadczenia w tej sferze? Jest jakiś serial, który chciałby Pan przetłumaczyć, gdyby nadarzyła się taka okazja?
Raczej nie. Jest mi to zupełnie obce i nie wykazuję żadnych ambicji w tym kierunku.
16. Jak dosłownie wygląda Pański warsztat pracy? Ma Pan własne „sanktuarium” w domu i tylko tam poświęca się tłumaczeniom, czy raczej jest Pan w stanie tłumaczyć w każdym miejscu, w którym jest to możliwe?
Mam oczywiście w domu własne biurko i laptopa, ale zdarzyło mi się pracować w różnych dziwnych miejscach i raczej nie mam zahamowań w tej kwestii.
Część II: „Ogień i krew”
1. Czy książka ta bardzo zdaniem Pana — niejako znawcy całego świata wykreowanego przez George’a R.R. Martina — rozszerza uniwersum w stosunku do wydanego wcześniej „Świata Lodu i Ognia”? Jak porównałby Pan te dwie publikacje?
Rozszerza w sensie geograficznym raczej nie, bo to „Świat Lodu i Ognia” opisywał też inne krainy położone poza Westeros, ale z pewnością podaje znacznie więcej informacji o historii tego świata oraz zawiera informacje rzucające nowe światło na wydarzenia opisywane w cyklu, a ponieważ całość jest napisana przez samego Martina, jest też znacznie lepsza literacko i moim zdaniem lepiej się czyta.
2. Co było największym wyzwaniem podczas tłumaczenia tej książki?
Z pewnością olbrzymia ilość nazw, imion i nazwisk, w których bardzo łatwo się pogubić. Czasami zdarzało się to nawet samemu autorowi.
3. Czy podobała się Pana ta książka?
Zdecydowanie tak, choć zdaję sobie sprawę, że mogę być w mniejszości.
4. Czy inne rody również można by było opisać za pomocą takiej kroniki? Mają taki potencjał? A jeśli tak, to osobiście losy którego rodu chciałby Pan przeczytać (i przetłumaczyć) w takiej formie?
Zapewne by się dało, choć wątpię, by z jakiegoś innego rodu, pomijając Starków, udałoby się wycisnąć tyle interesujących danych, żeby wystarczyło na książkę.
5. Czy tłumaczenie książki wymagało wielu konsultacji z Georgem R.R. Martinem? W poprzednim wywiadzie zdradził Pan, że Martin chętnie odpowiada tłumaczom na zapytania (choć trochę trzeba się naczekać). Czy nadal ta komunikacja jest zachowywana?
Od czasów „Tańca ze smokami” nie konsultowałem się z Martinem bezpośrednio, choć nie wykluczam, że wyślę mu parę pytań w sprawie „Dzikich kart”. W przypadku ostatniej książki redakcja oryginału dość często przysyłała poprawki, które z reguły wyjaśniały wątpliwości (wszystko było robione na bieżąco i nawet jak autorowi pomyliły się postacie, redakcja to poprawiała i rozsyłała poprawki do wydawców).
Dziękujemy za udzielone odpowiedzi.