Zapraszamy do lektury tłumaczenia rozdziału z "Wichrów zimy", którego bohaterką jest Arianne Martell.
ARIANNE
Tego poranka, gdy opuszczała Wodne Ogrody, jej ojciec wstał ze swego krzesła, by pocałować ją w oba policzki.
— Los Dorne podąża wraz z tobą, córko — powiedział i wcisnął w jej dłoń pergamin. — Jedź szybko, jedź bezpiecznie, bądź moimi oczami, uszami i głosem… ale przede wszystkim uważaj na siebie.
— Będę, ojcze. — Nie uroniła nawet łzy. Arianne Martell była księżniczką Dorne, a Dornijczycy nie byli skorzy do marnotrawienia wody. Była jednak temu bliska. To nie pocałunki ojca ani jego chrapliwe słowa sprawiły, że oczy Arianne zaczęły lśnić. Sprawił to wysiłek, z którym podniósł się na nogi. Nogi drżały pod nim, spuchnięte stawy płonęły przez podagrę. Jego powstanie było aktem miłości. Było aktem wiary.
Wierzy we mnie. Nie zawiodę go.
Z sześcioma towarzyszami wyruszyła na dornijskich piaskowych rumakach. Mała grupa podróżuje szybciej niż duża, jednakże spadkobierczyni Dorne nie powinna jeździć sama. Z Bożejłaski przybył ser Daemon Sand, bękart, niegdyś giermek księcia Oberyna, teraz zaprzysiężona tarcza Arianne. Swe miecze dołożyli Joss Hood i Garibald Shells, dwaj młodzi, śmiali rycerze ze Słonecznej Włóczni. Z Wodnych Ogrodów przybyło siedem kruków i opiekujący się nimi wysoki chłopiec. Nazywał się Nate, jednakże pracował z ptakami tak długo, że wszyscy zwali go Piórko. Ponieważ księżniczka musiała mieć do towarzystwa również kobiety, w jej kompanii pojawiły się również piękna Jayne Ladybright oraz dzika Elia Sand, czternastoletnia dziewczynka.
Zmierzali na północny wschód, przez suche ziemie, spieczone słońcem równiny i blade piaski. Ku Wzgórzu Duchów, warowni rodu Tolandów, gdzie oczekiwał na nich statek, który miał przeprawić ich przez Morze Dornijskie.
— Wyślij kruka, gdy tylko będziesz miała jakieś wieści — powiedział książę Doran. — Pisz tylko o rzeczach, których prawdziwości jesteś pewna. Jesteśmy tutaj niczym we mgle, oblężeni przez plotki, fałsze i bajania podróżnych. Nie zamierzam działać, dopóki nie będę miał pewności, co się dzieje.
Dzieje się wojna — pomyślała Arianne — i tym razem Dorne nie zostanie przez nią oszczędzone.
— Zagłada i śmierć nadchodzą — ostrzegła ją Ellaria Sand, nim odeszła od księcia Dorana. — Czas, aby moje małe żmije rozpierzchły się. Dzięki temu mogą przetrwać rzeź. — Ellaria wracała do siedziby swego ojca w Hellholt. Pojechała z nią jej córka, Loreza, która niedawno obchodziła swój siódmy dzień imienia. Dorea pozostała w Wodnych Ogrodach, jedno dziecko pośród setki. Obella miała być wysłana do Słonecznej Włóczni, by służyć jako podczaszy żony kasztelana, Manfreya Martella.
Elia Sand, najstarsza spośród czterech dziewcząt, które książę Oberyn spłodził z Ellarią, miała przekroczyć Morze Dornijskie z Arianne.
— Ma być damą, nie kopią — powiedziała jej matka stanowczo, lecz, jak wszystkie Żmijowe Bękarcice, Elia miała swój własny sposób bycia.
Podróż przez piaski zajęła im dwa długie dni i większą część dwóch nocy. Trzykrotnie zatrzymywali się, by wymienić konie. Dla Arianne był to czas przepełniony samotnością. Znajdowała się w otoczeniu tak wielu nieznajomych. Choć Elia była jej kuzynką, była też w połowie dzieckiem, a Daemon Sand… sprawy nigdy nie układały się zbyt dobrze pomiędzy nią a Bękartem z Bożejłaski po dniu, w którym książę Doran odmówił jego prośbie o rękę Arianne. Był wtedy chłopcem, w dodatku z nieprawego łoża, nie nadawał się do roli małżonka księżniczki Dorne. Powinien o tym wiedzieć. To mój ojciec mu odmówił, nie ja. Reszty kompanii praktycznie w ogóle nie znała.
Arianne tęskniła za przyjaciółmi. Drey i Garin oraz jej słodka Cętkowana Sylva od dziecka byli jej częścią — zaufani powiernicy, z którymi dzieliła się snami i sekretami. Dodawali jej otuchy, gdy była smutna, pomagali stawiać czoła lękom. Ktoś z nich ją zdradził, lecz tęskniła za nimi, za każdym tak samo mocno. To była moja wina. Arianne uczyniła z nich część spisku — wykradli Myrcellę Baratheon, chcieli koronować ją na królową. Akt rebelii mający na celu zmuszenie jej ojca do działania. Jednak czyjś za długi język zniszczył wszystko. Niezdarny spisek, który nie doprowadził do niczego, kosztował biedną Myrcellę część jej twarzy, a ser Arysa Oakhearta — życie.
Arianne tęskniła za ser Arysem bardziej, niż mogłaby kiedykolwiek przypuszczać. Kochał mnie do szaleństwa, lecz ja czułam do niego jedynie sympatię. Wykorzystałam go w moim łóżku i w moim spisku, odebrałam mu jego miłość i honor, nie dając w zamian nic poza moim ciałem. Na końcu nie mógł żyć z tym, co zrobiliśmy. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że biały rycerz szarżował prosto na halabardę Areo Hotaha? Byłam głupią, przekorną dziewczyną bawiącą się w grę o tron, jak pijaczyna rzucający kośćmi.
Koszt jej głupoty był wysoki. Drey został wysłany za wąskie morze do Norvos, Garin zesłany na dwa lata do Tyrosh, jej słodka, głupawo uśmiechająca się Sylva wyszła za Eldona Estermonta, mężczyznę wystarczająco starego, by być jej dziadkiem. Ser Arys zapłacił swoją krwią i życiem, a Myrcella — uchem.
Tylko ser Gerold Dayne zdołał uciec bez szwanku. Ciemna Gwiazda. Gdyby koń Myrcelli nie spłoszył się w ostatniej chwili, jego długi miecz, zamiast jedynie odciąć jej ucho, przeciąłby dziewczynkę od klatki piersiowej do pasa. Dayne był jej najcięższym grzechem, tym, którego najbardziej żałowała. Jednym cięciem miecza zmienił nieudany spisek w coś podłego i krwawego. Jeśli bogowie byli łaskawi, Obara Sand właśnie dopadła go w jego górskiej fortecy i położyła kres jego życiu.
Powiedziała to Daemonowi Sand pierwszej nocy, gdy rozstawili obóz.
— Uważaj, o co się modlisz, księżniczko — odpowiedział. — Ciemna Gwiazda może z równą łatwością pozbawić życia lady Obarę.
— Jest z nią Areo Hotah. — Kapitan straży księcia Dorana posłał ser Arysa Oakhearta do grobu jednym uderzeniem, a członek Gwardii Królewskiej powinien być jednym z najlepszych rycerzy w królestwie. — Żaden człowiek nie może mierzyć się z Hotahem.
— Tak więc Ciemna Gwiazda jest człowiekiem? — Ser Daemon skrzywił się. — Człowiek nie zrobiłby czegoś takiego księżniczce Myrcelli. Ser Gerold jest żmiją bardziej niż twój wuj kiedykolwiek był. Książę Oberyn wiedział, że jest niczym trucizna, nieraz o tym wspominał. Szkoda tylko, że nigdy nie wpadł na to, by go zabić.
Trucizna — pomyślała Arianne. Tak. Słodka trucizna. Tak ją oszukał. Gerold Dayne był twardy i okrutny, ale tak urodziwy, że księżniczka nie wierzyła w połowę opowieści, jakie o nim słyszała. Śliczni chłopcy od zawsze byli jej słabością, szczególnie ci mroczni i niebezpieczni. To było kiedyś, gdy byłam dziewczynką — zapewniła samą siebie. Teraz jestem kobietą, córką swego ojca. Odrobiłam tę lekcję.
O świcie byli znowu w drodze. Elia Sand prowadziła, jej czarny warkocz zdawał się latać, gdy jechała przez suche, popękane równiny i wzgórza. Dziewczyna szalała za końmi, być może przez to, ku rozpaczy matki, często pachniała jak jeden z nich. Czasem Arianne żałowała Ellarii. Urodziła cztery dziewczynki, a każda z nich była córką swego ojca.
Reszta drużyny utrzymywała bardziej stateczne tempo. Księżniczka jechała obok ser Daemona, przypominając sobie inne przejażdżki z czasów młodości, które często kończyły się w jego objęciach. Kiedy zorientowała się, że spogląda na niego ukradkiem, wysokiego i szarmanckiego jadącego w siodle, przypomniała sobie, iż jest spadkobierczynią Dorne, a on jedynie jej zaprzysiężoną tarczą.
— Powiedz mi, co wiesz o tym Jonie Conningtonie — rozkazała.
— Nie żyje — stwierdził Daemon Sand. — Zginął na Spornych Ziemiach. Z przepicia, jak słyszałem.
— Więc martwy pijak dowodzi armią?
— Być może ten Jon Connington jest synem tamtego. Albo jakimś sprytnym najemnikiem, który przybrał imię zmarłego.
— Albo wcale nie umarł. — Czy Connington mógł udawać zmarłego przez te wszystkie lata? To wymagałoby cierpliwości godnej jej ojca. Ta myśl brzmiała dla Arianne nieswojo. Pertraktowanie z mężczyzną tak subtelnym mogło być niebezpieczne. — Jaki on był zanim… zanim umarł?
— Byłem chłopcem w Bożejłasce, gdy został zesłany na wygnanie. Nigdy go nie poznałem.
— W takim razie powiedz mi, co o nim słyszałeś od innych.
— Jak moja księżniczka każe. Connington był lordem Gniazda Gryfów w czasach, gdy ta pozycja jeszcze coś znaczyła. Giermkiem księcia Rhaegara albo jednym z nich. Później przyjacielem księcia Rhaegara i jego towarzyszem. Szalony Król uczynił go namiestnikiem w trakcie rebelii Roberta, ale został pokonany w Kamiennym Sepcie w czasie Bitwy Dzwonów. Robert zdołał mu się wymknąć. Król Aerys rozgniewał się i zesłał Conningtona na wygnanie. Tam umarł.
— Albo i nie. — Książę Doran powiedział jej to wszystko. Musi być coś więcej. — To rzeczy, które uczynił. Wiedziałam to wszystko. Jakim człowiekiem był? Uczciwym i honorowym? Przekupnym i zaborczym? Dumnym?
— Dumnym, z pewnością. Nawet aroganckim. Był wiernym przyjacielem Rhaegara, lecz wobec innych bywał drażliwy. Robert był jego seniorem, ale słyszałem, że Connington był niechętny służyć takiemu lordowi. Już wtedy Robert był znany z umiłowania do wina i dziwek.
— Lord Jon stronił od dziwek?
— Nie wiem. Niektórzy mężczyźni nie przyznają się do korzystania z ich usług.
— Czy on miał żonę? Kochankę?
Ser Daemon wzruszył ramionami.
— Nie taką, o której bym słyszał.
To wprawiło ją w zakłopotanie. Ser Arys Oakheart złamał dla niej swe przysięgi, ale nie wyglądało na to, by Jon Connington mógł ulec równie łatwo. Czy mogę zmierzyć się z takim człowiekiem tylko słowami?
Księżniczka zamilkła, cały czas zastanawiając się, co czeka ją na końcu podróży. Tej nocy, gdy rozłożyli obóz, wkradła się do namiotu, który dzieliła z Jayne Ladybright i Elią Sand, i wysunęła kawałek pergaminu z rękawa, by ponownie przeczytać list.
Do księcia Dorana z rodu Martellów,
Mam nadzieję, iż mnie pamiętasz. Dobrze znałem twą siostrę, byłem lojalnym sługą jej męża. Opłakuję ich, tak samo jak ty. Nie zginąłem, podobnie jak twój siostrzeniec. By uratować jego życie, trzymaliśmy go w ukryciu, jednakże czas położyć temu kres. Smok powrócił do Westeros, by zażądać swego dziedzictwa i szukać zemsty za swego ojca, jak również za księżniczkę Elię, swą matkę. W jej imieniu zwracam się do Dorne. Nie zawiedź nas.
Jon Connington
Lord Gniazda Gryfów
Namiestnik Prawdziwego Króla
Arianne przeczytała list trzykrotnie, po czym zwinęła go i schowała z powrotem do rękawa. Smok powrócił do Westeros, jednak nie ten, którego oczekiwał mój ojciec. Nigdzie w tych słowach nie wspomniano o Daenerys Zrodzonej w Burzy… ani o księciu Quentynie, jej bracie, który został wysłany, by odszukać smoczą królową. Księżniczka pamiętała chwilę, w której ojciec wcisnął w jej dłoń onyksowego pionka do gry w cyvasse. Jego głos był ochrypły i niski, gdy wyznawał swój plan.
— Długa i ryzykowna wyprawa, u kresu której czeka go niepewne przyjęcie. Odszedł, by przynieść nam potrzeby naszego serca. Zemstę. Sprawiedliwość. Ogień i krew — powiedział.
Ogień i krew z pewnością oferował Jon Connnington (jeśli to naprawdę był on). Ale czy na pewno?
— Przybył z najemnikami, nie smokami — powiedział jej książę Doran w noc, gdy przybył kruk. — Złota Kompania jest najlepszą i największą z wolnych kompanii, ale dziesięć tysięcy najemników nie zdobędzie Siedmiu Królestw. Syn Elii… płakałbym z radości, gdyby jakaś część mojej siostry przetrwała, jednakże jaki mamy dowód, że to rzeczywiście Aegon? — Jego głos załamał się, gdy to powiedział. — Gdzie są smoki? — zapytał. — Gdzie jest Daenerys? — Arianne wiedziała, co miał naprawdę na myśli: — Gdzie jest mój syn?
Na Szlaku Kości i w Książęcym Wąwozie dwa dornijskie zastępy zbierały swe siły, ostrzyły włócznie, polerowały zbroje, grały w kości, piły, kłóciły się, a ich liczba malała z dnia na dzień. Czekają, by książę Dorne wysłał ich przeciw wrogom rodu Martellów. Czekają na smoki. Na ogień i krew. Na mnie. Jedno słowo Arianne, a armie te pomaszerują… jeśli tym słowem będzie „smok”. Jeśli będzie nim „wojna”, lord Yronwood, lord Fowler i ich ludzie pozostaną na stanowiskach. Książę Dorne był człowiekiem na tyle ostrożnym, iż każdy wiedział, że słowo „wojna” znaczy „czekamy”.
W poranek trzeciego dnia Wzgórze Duchów zamajaczyło przed nimi, jego kredowo-białe ściany połyskiwały naprzeciw głębokiego błękitu Morza Dornijskiego. Na kwadratowych wieżach w narożnikach zamku łopotał sztandar rodu Tolandów — zielony, gryzący własny ogon smok na złotym tle. Przebite włócznią słońce rodu Martellów sterczało na szczycie centralnego donżonu, złote, czerwone i pomarańczowe, wyzywające.
Kruki poleciały przodem, by oznajmić lady Toland ich przybycie, więc bramy zamku były otwarte. Najstarsza córka Nymelli w towarzystwie służących wyjechała im na spotkanie niedaleko stóp wzgórza. Valena Toland, wysoka i zawzięta, z blaskiem jasnorudych włosów uderzających o ramiona, przywitała Arianne krzykiem:
— No, wreszcie przybyłaś. Jak powolne są te konie?
— Wystarczająco szybkie, by prześcignąć cię w drodze do bram zamku.
— To się jeszcze zobaczy. — Valena zawróciła swego rumaka i wraziła pięty w jego boki, zmuszając go do galopu. Rozpoczął się wyścig wśród zakurzonych uliczek wioski u stóp wzgórza. Kury i wieśniacy uciekali im z drogi. Arianne była trzy długości konia za nią, nim przyspieszyła swą klacz do galopu. W połowie stoku zbliżyła się na jedną długość. Konie były tuż obok siebie, gdy zaszarżowały w kierunku bramy. Jednak pięć jardów od bram Elia Sand wyleciała z chmury pyłu za nimi, by przemknąć obok nich na swej czarnej klaczy.
— Czy ty jesteś w połowie koniem, dziecko? — Valena zapytała na dziedzińcu, śmiejąc się. — Księżniczko, czy wzięłaś ze sobą stajenną?
— Jestem Elia — ogłosiła dziewczyna. — Lady Kopia.
Ktokolwiek nadał jej ten przydomek, ma za co odpowiadać. Pewnie książę Oberyn, a Czerwona Żmija nie odpowiadał przed nikim poza samym sobą.
— Turniejowa dziewczyna — powiedziała Valena. — Tak, słyszałam o tobie. Dzięki temu, że byłaś pierwsza na dziedzińcu, wygrałaś zaszczyt napojenia i okiełznania koni.
— A po tym znajdź łaźnię — powiedziała księżniczka Arianne. Elia umazana była kredą i pyłem od obcasów po włosy.
Tej nocy Arianne i jej rycerze posilali się z lady Nymellą i jej córkami w wielkiej sali zamku. Teora, młodsza z dziewcząt, miała identyczne rude włosy jak jej siostra, lecz poza tym różniły się wszystkim. Niska, pulchna i tak nieśmiała, że mogła uchodzić za niemą, okazywała większe zainteresowanie przyprawionej wołowinie i kaczce w miodzie niż przystojnym rycerzom siedzącym przy stole. Wydawała się zadowolona z tego, że jej pani matka i siostra przemawiają w imieniu rodu Tolandów.
— Słyszeliśmy tutaj takie same opowieści, jakie krążą po Słonecznej Włóczni — oznajmiła lady Nymella, gdy jej służący nalewał wino. — Najemnicy wylądowali na Przylądku Gniewu, zamki są oblężone albo zostały zdobyte, plony zajęto lub spalono. Skąd pochodzą ci ludzie i kim są, tego nikt nie jest pewien.
— Piraci i awanturnicy, tak słyszeliśmy na początku — powiedziała Valena. — Później miała to być Złota Kompania. Teraz mówi się, że Jon Connington, namiestnik Szalonego Króla, wstał z grobu, by odebrać swe dziedzictwo. Kimkolwiek jest, Gniazdo Gryfów padło. Deszczowy Dom, Wronie Gniazdo, Mglisty Las, a nawet Zielony Kamień. Wszystkie zdobyte.
Arianne natychmiast pomyślała o swej słodkiej Cętkowanej Sylvi.
— Kto by chciał Zielony Kamień? Czy była tam bitwa?
— Ponoć nie, ale wszystkie opowieści są zniekształcone.
— Tarth również upadł, niektórzy rybacy mogą potwierdzić — powiedziała Valena. — Ci najemnicy mają teraz większość Przylądka Gniewu i połowę Stopni. Słyszeliśmy pogłoski o słoniach w deszczowym lesie.
— Słoniach? — Arianne nie wiedziała, co o tym myśleć. — Jesteście pewni? Nie smokach?
— Słoniach — potwierdziła lady Nymella.
— Oraz krakenach ze Złamanego Ramienia ciągnących pod wodę galery — dodała Valena. — Krew przyciąga je na powierzchnię, jak mówi nasz maester. W wodzie pływają ciała. Kilka nawet wyrzuciło na naszych brzegach. A to nie wszystkie wieści. Nowy piracki król ogłosił się w Torturer’s Deep. Lord Wód, jak każe się zwać. Ma prawdziwe okręty wojenne, trzypokładowe, potwornie duże. Okazaliście mądrość, nie udając się drogą morską. Ponieważ flota Redwyne’ów przepłynęła przez Stopnie, aż do Cieśnin Tarthu i Zatoki Rozbitków na północy wręcz roi się od obcych żagli. Myrijskie, volanteńskie, lyseńskie, nawet łupieżcy z Żelaznych Wysp. Niektóre z nich wpłynęły na Morze Dornijskie, by wysadzić ludzi na południowym brzegu Przylądka Gniewu. Znaleźliśmy dla was dobry, szybki statek, jak rozkazał twój ojciec, ale i tak… bądźcie ostrożni.
Więc to prawda. Arianne chciała zapytać o brata, ale jej ojciec ostrzegł ją, by zważać na każde słowo. Jeśli na pokładzie tych statków nie było Quentyna i jego smoczej królowej, lepiej o tym nie wspominać. Tylko jej ojciec i kilku z jego najbardziej zaufanych ludzi wiedziało o misji jej brata w Zatoce Niewolniczej. Lady Toland i jej córki nie znajdowały się wśród nich. Jeśli to był Quentyn, z pewnością przywiózłby Daenerys do Dorne. Dlaczego miałby ryzykować lądowanie na Przylądku Gniewu, pośród lordów burzy?
— Czy Dorne jest zagrożone? — zapytała lady Nymella. — Muszę przyznać, że za każdym razem, gdy widzę obcy żagiel, serce podchodzi mi do gardła. Co jeśli te statki zwrócą się ku południu? Największa część sił rodu Tolandów jest z lordem Yronwoodem na Szlaku Kości. Kto obroni Wzgórze Duchów, gdy ci obcy wylądują na naszych brzegach? Czy powinnam zwołać mych ludzi do domu?
— Twoi ludzie są potrzebni dokładnie tam, gdzie są teraz, moja pani — zapewnił ją Daemon Sand.
Arianne prędko skinęła głową. Każde inne słowa sprawiłyby, iż zastęp lorda Yronwooda wystrzępiłyby się niczym stary gobelin, gdy ludzie spieszyliby bronić swoich ziem przed wrogami, którzy mogą, ale nie muszą nadejść.
— Gdy będziemy pewni, czy to przyjaciele, czy wrogowie, mój ojciec będzie wiedział, co robić — powiedziała księżniczka.
I wtedy blada, pulchna Teora podniosła swój wzrok znad kremowych ciastek leżących na talerzu.
— To smoki.
— Smoki? — powiedziała jej matka. — Teora, nie bądź szalona.
— Nie jestem. One nadchodzą.
— Skąd niby mogłabyś o tym wiedzieć? — zapytała jej siostra z nutą pogardy w głosie. — Czyżby jeden z twoich małych snów?
Teora skinęła głową niepewnie, jej podbródek drżał.
— One tańczyły. W moim śnie. I wszędzie gdzie tańczyły, ginęli ludzie.
— Siedmiu zbawcie nas — lady Nymella westchnęła z irytacją. — Gdybyś nie jadła tak wielu kremowych ciastek, nie miałabyś takich snów. To nie jest pokarm odpowiedni dla dziewczyny w twoim wieku, kiedy masz tak zmienne nastroje. Maester Toman mówi…
— Nienawidzę maestera Tomana — odpowiedziała Teora, po czym odeszła od stołu, zostawiając swej matce kwestię przeprosin.
— Bądź dla niej miła, moja pani — powiedziała Arianne. — Pamiętam, że kiedy byłam w jej wieku, mój ojciec z pewnością nieraz rozpaczał z mego powodu.
— Mogę to potwierdzić. — Ser Daemon wziął łyk wina i dodał — Ród Tolandów ma smoka na swych chorągwiach.
— Tak, smok pożerający własny ogon — powiedziała Valena. — Z czasów Podboju Aegona. Nie podbijał jednak tutaj. Wszędzie indziej palił swych wrogów, on i jego siostry, jednak tu rozpłynęliśmy się przed nimi, zostawiając smokom jedynie kamień i piasek. Bestie latały w koło i z braku innego pożywienia łapały się za ogony, póki nie powiązały się w węzły.
— Nasi przodkowie brali w tym udział — powiedziała z dumą lady Nymella. — Mężni ludzie ginęli, a ich odważne czyny zostały zapisane przez maestrów, którzy nam służyli. Mamy księgi, jeśli moja księżniczka zechciałaby wiedzieć więcej.
— Może innym razem — odparła Arianne.
Gdy Wzgórze Duchów ułożyło się do snu, księżniczka przywdziała płaszcz z kapturem dla ochrony przed chłodem i zaczęła wędrować po zamkowych murach, by oczyścić swe myśli. Daemon Sand znalazł ją opierającą się o parapet i spoglądającą w stronę morza, gdzie księżyc tańczył na wodzie.
— Księżniczko — powiedział — powinnaś być teraz w łóżku.
— To samo mogłabym powiedzieć o tobie. — Arianne odwróciła się, by spojrzeć na jego twarz. Piękną twarz — pomyślała. Chłopiec, którego znałam, stał się przystojnym mężczyzną. Jego oczy były niebieskie jak pustynne niebo, jasnobrązowe włosy przypominały piaski, które dopiero przekroczyli. Krótko przycięta broda porastała jego wąską, silną szczękę, ale nie mogła całkowicie ukryć dołeczków, kiedy się uśmiechał. Zawsze lubiłam jego uśmiech.
Bękart z Bożejłaski był jednym z najlepiej władających mieczem ludzi w Dorne. Czegóż innego można było się spodziewać po człowieku, który był giermkiem księcia Oberyna, a następnie został przez niego pasowany na rycerza? Niektórzy powiadali, że był również kochankiem jej stryja, lecz mało kto miał odwagę powiedzieć mu to prosto w twarz. Arianne nie wiedziała, czy to prawda. Daemon niegdyś był jej kochankiem. W wieku czternastu lat oddała mu swoje dziewictwo. Nie był od niej wiele starszy, więc ich stosunek był tak samo niezdarny, jak żarliwy. Mimo to było słodko.
Arianne rzuciła mu swój najbardziej uwodzicielski uśmiech.
— Możesz dzielić łoże ze mną.
Twarz Ser Daemona była jak z kamienia.
— Czyżbyś zapomniała księżniczko? Jestem bękartem. — Ujął jej dłoń. — Jeśli nie jestem godzien twojej ręki, jak mogę być godzien twojej cipki?
Odsunęła gwałtownie rękę.
— Zasłużyłeś na klapsa.
— Ma twarz należy do ciebie. Rób, co uważasz.
— Nie chcesz tego co ja. Niech tak będzie. Zamiast tego po prostu porozmawiaj ze mną. Czy to naprawdę może być książę Aegon?
— Gregor Clegane wyrwał Aegona z rąk Elii i rozbił jego głowę o ścianę — odparł ser Daemon. — Jeśli książę lorda Conningtona ma rozbitą czaszkę, wtedy uwierzę, że Aegon Targaryen powrócił z grobu. W innym przypadku, nie. To jakiś podstawiony chłopiec, nic więcej. Sztuczka najemnika, by zdobyć poparcie.
Mój ojciec obawia się tego samego.
— A jeśli nie? Jeśli to rzeczywiście Jon Connington, a chłopak jest synem Rhaegara…
— Masz nadzieję, że nim jest, czy nie?
— Ja… sprawiłoby wielką radość mojemu ojcu, gdyby syn Elii wciąż był żywy. Bardzo kochał swoją siostrę.
— Pytałem o twoje zdania, nie o zdanie twego ojca.
Tak było.
— Miałam siedem lat, gdy Elia zmarła. Mówili, że raz trzymałam jej córkę Rhaenys, byłam jednak za mała, by to pamiętać. Aegon będzie dla mnie kimś obcym, nieważne czy jest prawdziwy czy fałszywy. — Przerwała na chwilę. — Wypatrywaliśmy siostry Rhaegara, nie jego syna. — Jej ojciec był pewny ser Daemona, gdy wybierał go na tarczę swojej córki. Przynajmniej z nim mogła mówić swobodnie. — Wolałabym, by to Quentyn powrócił.
— Albo tylko tak twierdzisz — odpowiedział. — Dobranoc, księżniczko. — Ukłonił się jej i zostawił ją samą.
Co miał przez to na myśli? Arianne patrzyła, jak odchodził. Jaką siostrą byłabym, gdybym nie chciała powrotu mego brata? Było prawdą, że miała pretensje do Quentyna przez te wszystkie lata, gdy myślała, że ich ojciec chce przekazać mu jej dziedzictwo, ale wszystko okazało się nieporozumieniem. To ona była spadkobierczynią Dorne, jej ojciec dał jej na to słowo. Quentyn będzie miał swoją smoczą królową, Daenerys.
W Słonecznej Włóczni wisiał portret księżniczki Daenerys, która przybyła do Dorne poślubić jednego z przodków Arianne. Gdy była dużo młodsza, spędzała godziny, wpatrując się w niego. Była wtedy zaledwie pucołowatą, płaską jak deska dziewczyną u progu panieństwa, która modliła się co noc do bogów, by stać się piękną. Sto lat temu Daenerys Targaryen przybyła do Dorne, by zawrzeć pokój. Teraz inna przybywa na wojnę, a mój brat będzie jej królem i małżonkiem. Król Quentyn. Dlaczego brzmi to tak głupio?
Prawie tak głupio jak Quentyn dosiadający smoka. Jej brat był chłopakiem szczerym, dobrze wychowanym i posłusznym, ale nudnym. I przeciętnym, bardzo przeciętnym. Bogowie dali Arianne piękno, o które prosiła, ale Quentyn musiał modlić się o coś innego. Jego głowa była duża i nieco kwadratowa, a włosy mieniły się kolorem błota. Ramiona miał opadłe, był także dość gruby. Zbyt mocno przypomina ojca.
— Kocham mojego brata — powiedziała Arianne, choć tylko księżyc mógł ją usłyszeć. Chociaż prawdę mówiąc, ledwo znała brata. Quentyn był oddany pod opiekę lordowi Andersowi z rodu Yronwoodów, Królewskiej Krwi, synowi lorda Ormonda Yronwooda i wnukowi lorda Edgara. W latach młodzieńczych jej stryj Oberyn pojedynkował się z Edgarem, zadając mu śmiertelną ranę. Po tym wydarzeniu ludzie zaczęli go nazywać Czerwoną Żmiją i mówić o truciźnie na jego mieczu. Yronwoodowie byli starożytnym rodem, dumnym i potężnym. Przed przybyciem Rhoynarów byli królami ponad połowy Dorne, posiadali ziemie, przy których te należące do rodu Martellów wyglądały jak skarłowaciałe. Śmierć lorda Edgara z pewnością mogłaby doprowadzić do krwawej zemsty i rebelii, gdyby jej ojciec natychmiast nie zareagował. Czerwona Żmija wyjechał do Starego Miasta, następnie przez wąskie morze do Lys, nikt jednak nie śmiał nazywać tego wygnaniem. W odpowiednim czasie Quentyn został oddany lordowi Andersowi pod opiekę jako symbol zaufania. Pomogło to naprawić stosunki pomiędzy Słoneczną Włócznią a Yronwoodami, pogorszyło jednak relacje Quentyna i Żmijowych Bękarcic, a Arianne zawsze była bliższa kuzynkom niż bratu.
— Mimo to nadal jesteśmy tej samej krwi — wyszeptała. — Oczywiście, że chcę powrotu brata. Naprawdę chcę. — Wiatr znad morza wywołał gęsią skórkę na jej ramionach. Arianne skryła się pod swoim płaszczem i poszła szukać swego łóżka.
Ich statek nosił nazwę „Pielgrzym”. Pożeglowali z porannym przypływem. Bogowie byli dla nich łaskawi, morze było spokojne. Nawet z przychylnymi wiatrami rejs trwał cały dzień i całą noc. Jayne Ladybright nabawiła się choroby morskiej i spędziła większość podróży wymiotując, co Elia Sand najwidoczniej uważała za zabawne.
— Ktoś musi dać klapsa temu dziecku — narzekał na nią Joss Hood… a Elia była pośród tych, którzy to usłyszeli.
— Jestem prawie dorosłą kobietą, ser — odpowiedziała wyniośle. — Możesz mnie uderzyć… ale najpierw musisz stanąć ze mną w szranki i zrzucić mnie z konia.
— Jesteśmy na statku, w dodatku bez koni — odpowiedział Joss.
— A damy nie pojedynkują się na kopie — dodał ser Garibald Shells, znacznie poważniejszy i przyzwoitszy niż jego towarzysz.
— Ja tak. Zwą mnie w końcu Lady Kopią.
Arianne usłyszała wystarczająco wiele.
— Możesz być kopią, ale żadna z ciebie lady. Idź pod pokład i zostań tam, dopóki nie osiągniemy lądu.
Poza tym incydentem podczas rejsu nic się nie wydarzyło. O zmierzchu zauważyli w oddali galerę, jej wiosła podnosiły się i opadały w świetle wieczornych gwiazd, ale dystans pomiędzy nimi wzrastał, aż wkrótce statek oddalił się i zniknął. Arianne zagrała partię cyvasse z ser Daemonem i kolejną z Garibaldem Shellsem, i w jakiś sposób przegrała obie. Ser Garibald był wystarczająco miły, by powiedzieć, że rozegrali wyrównaną grę, ale Daemon wyśmiał ją.
— Masz jeszcze inne pionki poza smokiem, księżniczko. Spróbuj czasem nimi ruszyć.
— Lubię tego smoka. — Chciała uderzeniem pozbyć się uśmiechu z jego twarzy. Lub pocałunkiem. Mężczyzna był równie urodziwy jak zadowolony z siebie. Dlaczego ze wszystkich rycerzy w Dorne mój ojciec wybrał właśnie jego na mojego obrońcę? Zna przecież naszą historię. — To tylko gra. Powiedz mi coś o księciu Viserysie.
— Żebraczym Królu? — Ser Daemon wyglądał na zaskoczonego.
— Wszyscy mówią, że książę Rhaegar był piękny. Czy Viserys również był przystojny?
— Myślę, że tak. Był Targaryenem. Nigdy go jednak nie widziałem.
Sekretny pakt, który książę Doran zawarł lata temu, polegał na wydaniu Arianne za Viserysa, nie Quentyna za Daenerys. Wszystko zmieniło się na Morzu Dothraków, gdy Viserys został zamordowany. Ukoronowany płynnym złotem.
— Został zabity przez dothrackiego khala — powiedziała Arianne. — Męża smoczej królowej.
— Tak słyszałem. Co z tego?
— Tylko… dlaczego Daenerys do tego dopuściła? Viserys był jej bratem. Jedynym, który pozostał z jej krwi.
— Dothrakowie to barbarzyński lud. Kto może wiedzieć, dlaczego zabijają? Być może Viserys podcierał się nie tą ręką, co trzeba.
Być może — pomyślała Arianne — albo Daenerys zdała sobie sprawę, że jej brat miał zostać koronowany i ożeniony ze mną, a ona zostałaby skazana na to, by przez resztę życia spać w namiocie i pachnieć jak konie.
— Jest córką Szalonego Króla — powiedziała księżniczka. — Skąd możemy wiedzieć…
— Nie możemy — odparł ser Daemon. — Pozostaje nam tylko mieć nadzieję.
Tłumaczenie: Mardock
Autor obrazu: Enoch16
Udostępniamy ten tekst wyłącznie jako tłumaczenie dla fanów, które zostanie zdjęte ze strony z chwilą ukazania się oficjalnego przekładu. Autorem rozdziału jest George R. R. Martin.