Kilka dni temu dostaliśmy od Martina informację, że "Wichry zimy" nie ukażą się w 2018. Ogólnie trudno to nazwać szokiem czy czymś nowym, gdyż wielu fanów się już przyzwyczaiło do tym podobnych informacji.
Chciałbym tutaj ten okres oczekiwania na “Wichry…” nakreślić na tle historii całej sagi.
Koncepcja “Pieśni Lodu i Ognia” pojawiła się w lecie 1991. Premiera “Gry o tron” miała miejsce w 1996. Pisanie więc tej pierwszej części zajęło Martinowi 5 lat. Jednak nie wynikło to z wolnego trybu pisania autora, ale z tego, że było to zajęcie na boku. Główną pracą Martina było wtedy scenopisarstwo w Hollywood, a “Grę o tron” zaczął pisać, bo nie miał tego lata wiele do roboty. No więc powstało wtedy jakieś sto stron, odsiedziało w szufladzie, Martin coś tam dopisywał, ale niewiele. W 1994 agent George’a wziął sto stron i poroznosił po wydawnictwach, spotkało się to z zainteresowaniem czterech oficyn, zatem Martin wziął zaliczkę i zabrał się za pisanie na poważnie.
Martin ofiarował swoje manuskrypty bibliotece uniwersyteckiej w Teksasie, dzięki czemu każdy może sobie je poczytać i przeanalizować jak zmieniały się wersje poszczególnych tomów sagi w miarę pisania. Jedna z notatek na marginesie “Tańca…” głosiła, że Zimnoręki nie jest Benjenem, ujawniła to użytkowniczka Reddita i od tego czasu manuskrypt piątej części sagi jest pod kluczem, ale z pierwszą czwórką nadal można się zapoznać. Ja jednak nie będę analizował merytorycznie tych tomów, tylko technicznie, patrząc, kiedy Martin jak dużo miał napisane. Ze spisem rzeczy ofiarowanych przez Martina bibliotece można się zapoznać TU.
Zaznaczam, że szacując tempo, pomijam kwestię przepisywania i zmieniania, bo tego nie jestem w stanie określić i przyjmuję, że wszystkie manuskrypty korzystają z tych samych fontów i są podobne w innych kwestiach technicznych.
Więc w lecie 1991 mamy 100 kart, w listopadzie 1994 mamy kilka wersji manuskryptu od 267 do 384 kart. To wtedy Martin zajął się pisaniem na serio, możliwe, że to 117 kart zostało napisanych w tym listopadzie po zaliczce. Nie udało mi się znaleźć daty oddania ostatecznej wersji manuskryptu “Gry o tron” (1100 kart), ale proces wydawniczy spokojnie zajął co najmniej trzy miesiące, więc można uznać “Grę…” za ukończoną w kwietniu 1996. Zatem Martin napisał w 17 miesięcy 716 kart, średnio 42 na miesiąc.
Tutaj pojawiają się schody – następną książką miał być “Taniec ze smokami”. Kiedy miał się pojawić? W 2002… Dlaczego tak się nie stało? Otóż plan Martina od dosyć wczesnego momentu zakładał, że rozegra dużą wojnę domową w swoim świecie, potem będzie przeskok czasowy o 5 lat (w międzyczasie Sansa, Arya, Jon, Daenerys i Bran przejdą szkolenia i zdobędą doświadczenia). Pewnie kiedyś tam w 1993 to wydawało się świetnym pomysłem, ale gdy doszło do pisania tego, okazało się, że to się rozłazi w szwach. Mamy rok 2001, nadchodzi WorldCon, Martin wychodzi na scenę i ogłasza, że nie będzie przeskoku czasowego i następna książka będzie nosiła tytuł “Uczta dla wron”. Kiedy premiera? Jesień 2002. Martin – mimo tego, że o 180 stopni wywrócił koncepcję książki – jest przekonany, że może ją napisać w rok, a nawet w 9 miesięcy, biorąc pod uwagę, że musi mieć miejsce proces wydawniczy. Nawet jeśli przyjmiemy szacunek wynoszący 95 kart na miesiąc za prawdziwy, to nadal wydaje się to dosyć życzeniowe. Jednak 2003 byłby całkiem realistyczny, patrząc na jego tempo pisania pierwszych trzech tomów “Pieśni…”. Jak było w rzeczywistości? Mamy manuskrypt z października 2003 – 738 kart, manuskrypt ze stycznia 2004 – 928 kart, manuskrypt z lipca 2005 – 1600 kart (z czego 542 trafiły do “Tańca…”). Tempo między ogłoszeniem nowej koncepcji a pierwszym manuskryptem – 30 kart miesięcznie, tempo między październikiem a styczniem – ok. 63 karty, tempo między I 2014 a VII 2005 – 37 kart miesięcznie. O ile Martin za opóźnienie “Uczty…” zwykł obwiniać to, że dużo czasu mu zajęło obmyślanie, jak wprowadzić ten przeskok czasowy, to widzimy, że to tylko częściowa prawda, bo porzucił to już w 2001. Martin po prostu zaczął pisać wolniej. Dlaczego? Można tylko spekulować: obowiązki niezwiązane z sagą, znużenie tematem, brak młodzieńczego wigoru, coraz większe problemy z ogarnięciem gigantycznej fabuły, problem z połączeniem planów fabularnych z młodszymi wersjami bohaterów, niż by chciał. Przykładem tego ostatniego może być chociaż rozdział Mercy. Został on napisany jako pierwszy rozdział Aryi po przeskoku czasowym.1
W 2005 wychodzi opóźniona o trzy lata “Uczta dla wron” i co? Wycięte zostały fragmenty dziejące się na Murze i w Zatoce Niewolniczej. Według posłowia miały się ukazać za rok. Co przez ten rok robił Martin? Od czerwca 2005 do stycznia 2006 jeździł i promował książkę i kiey miał w czerwcu napisane 542 strony, to tak samo 7 miesięcy później miał 542 strony. Jest on widocznie przyzwyczajony do tego, że pisze w domu i musi mieć na pisanie wygospodarowane wiele dni z rzędu, a nie tydzień przerwy pomiędzy spotkaniami autorskimi w Europie i Ameryce. Co dalej? Mamy październik 2007, książka miała się ukazać rok temu, a manuskrypt… skurczył się o 70 stron do 472. Tutaj pojawia się kolejny problem, który najpewniej dotknął też “Wichry…”. Martin jest kompletnie niezadowolony ze swojej prozy. Ciągle wraca do tego, co już napisał, skreśla i pisze od nowa. Przedtem też mieliśmy do czynienia z rewizjami2, ale tutaj doszliśmy do sytuacji, że przez półtora roku Martin nie jest w stanie posunąć fabuły do przodu. O tempie pisania “Tańca…” mamy bardzo dużo informacji. Dla ciekawych zrobiłem tabelkę:
Oczywiście pominąłem dwa zmarnowane lata. Zasadniczo standardowe tempo pisania Martina to ok. 27 kart miesięcznie. Jeśli będzie miał wenę, skupi się i zaprze, to nadal może pisać szybko – widzimy 150 kart miesięcznie w lecie 20103. Tak naprawdę jest możliwe, że były także inne takie miesiące, ale skończyły w koszu.
Kluczowym problemem w “Tańcu…” był tak zwany węzeł meereński, mianowicie Martin nie wiedział, w jakiej kolejności do Meeren mają przybywać kolejni podróżnicy, czyli Tyrion, Victarion, Moqorro, Quentyn, Aegon i napisał tego bardzo wiele wersji, które wyrzucał, bo coś mu nie pasowało. Kolejnym problemem było to, że z jednej strony chciał, żeby Daenerys odleciała na smoku i spotkała Dothraków, z drugiej strony chciał, żeby relacjonowała sytuację w mieście. Węzeł rozwiązało dopiero wprowadzenie Barristana w roli narratora. To, jak problematyczna była dla Martina konwergencja wątków i postaci w Meereen, źle wróżyło i wróży, bo najpewniej dojdzie do niej jeszcze przynajmniej dwa razy: przy okazji inwazji Daenerys na Westeros i wojny z Innymi.
W 2011 wydany został “Taniec…” i co bardziej entuzjastyczni fani sobie mogli uzasadnić, że opóźnienia, do których doszło przy “Tańcu…” i “Uczcie…” to były jednostkowe problemy, a teraz to już Martin wyszedł na prostą i w 2013 będą “Wichry…”, a w 2015 “Sen o wiośnie”. Martin zaczynał pisanie “Wichrów…”, mając ok. 150 stron wyciętych z “Tańca…”. Miał też trochę jeszcze starszego materiału, z początku tysiąclecia, ale to akurat musiał pewnie mocno przepisywać. Nie wiemy, jak długie będą “Wichry…”, ale można założyć, że pomiędzy 1000 a 1500 stron manuskryptu. No więc kiedy powinny być skończone? Przy tempie 27 kart na miesiąc to cztery i pół roku, czyli przełom 2015 i 2016 roku. I tak też myślał Martin, który 14 marca 2015, odwołując swoją wizytę na konwencie w Saratodze, zasugerował, że może się tam pojawić, jeśli zdąży skończyć “Wichry…”. Czyli uważał za wykonalne ukończenie “Wichrów…” w 8 miesięcy. Wpis z 2 stycznia 2016 wskazuje, że w tych miesiącach w 2015 jeszcze Martinowi dobrze szło pisanie, w maju był przekonany, że skończy do 30 października (5 miesięcy). W sierpniu 2015 Martin był przekonany, że zdąży napisać książkę do końca grudnia (4 miesiące).
No i teraz mamy kwiecień 2018 i Martin pisze, że nie jest w stanie napisać “Wichrów…” do końca roku. Czyli podsumowując, minęły 32 miesiące od sierpnia 2015 i nie tylko liczba miesięcy, których Martin potrzebuje do ukończenia “Wichrów…” nie spadła – ona się podwoiła. Ale tak naprawdę kwestia sprowadza się do tego, jak mocno będzie się Martin trzymał swojego perfekcjonizmu. Przecież jeśli będzie szukał nie wiadomo jakiego standardu, to może się z tą książką męczyć do końca życia. Nie wiem, kiedy wyjdą “Wichry…”. Gdyby wydawca przycisnął Martina, to by pewnie mogły być w trzy miesiące, tyle że to się na razie nie stanie, bo G.R.R.M. jest kurą znoszącą złote jaja i to bez względu na to, czy “Wichry…” będą czy nie.